Ona:
Po krótkiej przechadzce trafiłam w końcu do lokum Kacpra. Popatrzyłam chwilę na nowo wybudowany blok, po czym udałam się w ślady mojego przewodnika. Całe szczęście nie mieszkał za wysoko i nawet nie złapałam zadyszki.
- Rozgość się – uśmiechnął się Kacper po wejściu. – Kakao?
- Byłoby wspaniale – powiedziałam rozglądając się po nowoczesnym wnętrzu.
Przedpokój wyglądał jakby wyjęty z gazetki, któregoś ze sklepów meblowych. Królowała szarość, na ścianie wisiało wielkie lustro, obok którego stała szafka na buty. Lampa dawała ostre białe światło, które trochę oślepiało, ale dało się przyzwyczaić. Nie widać tu było żadnej bytności człowieka, bo nawet buty były schowane, pewnie dlatego, że jeśli tu stały wyglądały bardzo obco.
- Salon jest na wprost – uśmiechnął się chłopak wystawiając głowę z kuchni.
Podeszłam wolnym krokiem. W pokoju ujrzałam wielką plazmę i nieskazitelnie białą kanapę. Usiadłam ostrożnie, była bardzo wygodna. Kolejna strona z katalogu. Szklana ława, biały, puszysty dywan, panele… na ścianach reprodukcje znanych dzieł sztuki. Za mną zauważyłam stół na sześć osób, ale widać było, że używane jest tylko jedno miejsce, gdzie stał laptop i leżał jakiś notatnik. Właśnie to i filmy koło telewizora mówiły, że ktoś tu mieszka i pracuje. To mieszkanie było zbyt idealne, żeby w nim zamieszkać. Pomyślałam sobie, jak nieswojo i samotnie czuje się tu libero. Sama nie potrafiłabym wytrzymać pewnie miesiąca, albo i krócej. To mieszanie było takie… obce. Nie czuć było tu w ogóle właściciela.
- Proszę – podając mi kakao uśmiechną się po swojemu.
- Mam nadzieję, że nic nie ubrudzę – powiedziałam, po czym wypiłam łyk napoju.
- Nie martw się – wzruszył ramionami i siadł na drugim końcu kanapy. – I tak bywam tu sporadycznie. I tylko po to, żeby się przespać.
- Z piękną blondynką u boku? – zażartowałam.
- Nie gustuję w blondynkach – pociągnął temat.
- No tak, wolisz rude – zaśmiałam się. – Zosia, tak?
- Ta-tak – zapeszył się.
- Nie czujesz się w tym mieszkaniu trochę… obco? – spytałam, by zmienić temat.
- I obco, i trochę samotnie – wzruszył ramionami. – Jednak wolę wycieczki po Bełku niż przesiadywanie w domu.
- Nie rozumiem – pokręciłam głową. – W mieszkaniu się mieszka, a nie bywa. To też część ciebie. Nie wyobrażam sobie, że nie mam ciepłego kąta, w którym zaszywam się i czytam książkę!
- Wiem, że wierzysz w to co mówisz. Widać to po twoim mieszkaniu – powiedział. – Zdradzę ci sekret: podoba mi się o wiele bardziej niż to. Ale to tata mi je załatwił i pewnie zapłacił niezłą sumę za architekta.
- Bo architekt to największe zło – zaśmiałam się. – Mieszkanie musi odzwierciedlać ciebie. Nie możesz nic tu zmienić?
- W sumie… nie wiem – zamyślił się. – Nigdy o tym nie myślałem…
- To całe szczęście masz mnie – powiedziałam. – Jeśli sypialnia też jest jak strona z katalogu, to lepiej zacznij się nad tym zastanawiać.
- Może masz rację – powiedział. – A jak to było z twoim mieszkaniem?
- To tutaj to nic. Nie widziałeś tego w Rzeszowie – zaśmiałam się raz jeszcze. – Bo przy tym pomagał mi Karol i Andrzej. Choć nie przeczę, wyszło nieźle.
- Czemu nie mówisz o nich Kłos, albo Wrona? – spytał. – Albo na mnie Piecho? Wszyscy tak się do nas zwracają, a ty nie.
- Przecież Kacper to twoje imię. Po to mamy imiona, żeby się nimi posługiwać, po co nadawać przezwiska? – powiedziałam. – Kiedyś imiona oznaczały coś więcej, teraz… teraz tylko niektórzy mają takie szczęście.
- Aha – uśmiechnął się tylko.
- Na przykładzie – wiedziałam, że nie zrozumiał. – Bogumił, czyli miły Bogu, Teodora to miła Panu, no i najpopularniejsze: Wiktoria, czyli zwycięstwo. Poza tym dostając imię dostajemy patrona. Błogosławionego lub świętego… wybacz na chwilę – musiałam przerwać swój wywód, bo przyszedł mi SMS.
- Andrzej – westchnęłam. – No nic, dokończymy tą rozmowę na pewno. Może nawet tu wpadnę. I dziękuję za kakao.
- To ja dziękuję – powiedział Kacper. – Możesz mi jeszcze jedno powiedzieć?
- Zosia zawsze kojarzy mi się z Zośką, czyli Tadeuszem Zawadzkim – uśmiechnęłam się. – Ma niezwykłe imię i niech o nim pamięta. Cześć!
Wychodząc z klatki wpadłam w ramiona Andrzeja.
- Nie zmarzłaś? – spytał.
- Nie, a nawet jeśli to teraz jest mi ciepło – uśmiechnęłam się.
- To chodź, wracamy do domu – powiedział. – No i… przepraszam, że czasami jestem zazdrosny. Ale po prostu…
- Nic nie mów, wybaczam – pogładziłam go po policzku i udałam się w stronę domu. – No chodź!
Mimo Andrzeja u boku czułam dziwną pustkę. Zamyśliłam się, pozwoliłam moim myślom podążać torami, które same wybrały. Dziwnym trafem moje myśli wybrały drogi, które łączyły się przy obrazie chłopaka, który ukrywał swoje prawdziwe ja gdzieś głęboko. Miałam też dziwną ochotę wydobyć je na powierzchnię. Kto wie, może jeszcze mi się to uda...
On:
Jednym z niewielu plusów mojego mieszkania był fakt, że znajdowało się całkiem blisko Niedźwiedzia. Po krótkiej drodze dotarliśmy pod mój blok. Zaprowadziłem ją do mojego mieszkania i kazałem się rozgościć. Nie chwaliłem się zbytnio tym, co tu miałem, bo nie było czym. Raczej słabo wypadałem w roli gospodarza. Poszedłem do kuchni zrobić kakao, które, jak wywnioskowałem było jej ulubionym napojem. Całkiem zabawne biorąc pod uwagę fakt, że zawsze spotykałem ją z kawą. Kilka chwil później postawiłem przed nią kubek z gorącym napojem.
-Oto moja twierdza – uśmiechnąłem się
-Mam nadzieję, że nic nie ubrudzę- wyglądała na lekko zakłopotaną
-Nie masz się, czy martwić- usiadłem na kanapie – Sam bywam tu sporadycznie, tylko po ty, żeby się przespać.
-Z piękną blondynką u boku? – jej pytanie zupełnie mnie zaskoczyło
-Nie gustuję w blondynkach – odparłem dosyć pewnie
-Wolisz rude- pokiwała głową –Zosia?- upewniła się
-T-tak- odparłem zmieszany
Nastąpiła chwila niezręcznej, ciężkiej ciszy. Wolałbym, żeby o niej nie wspominała. Chciałbym ostatecznie zamknąć pewien rozdział, który pisała w moim życiu.
-Nie czujesz się tu…obco? – spytała nagle wyrywając mnie z przemyśleń
- I obco, i trochę samotnie – wzruszyłem ramionami. –Wolę wycieczki po mieście, niż przesiadywanie w domu.
- Nie rozumiem – pokręciłam głową. – W mieszkaniu się mieszka, a nie bywa. To też część ciebie. Nie wyobrażam sobie, że nie mam ciepłego kąta, w którym zaszywam się i czytam książkę!
- Widać to po twoim mieszkaniu – powiedziałem. – Zdradzę ci sekret: podoba mi się o wiele bardziej, niż to kupione przez mojego ojczulka. Musiał zapłacić niezłą sumkę architektowi- rozejrzałem się po pomieszczeniu, jakbym widział je pierwszy raz
- Architekt to największe zło – zaśmiała się – Mieszkanie musi odzwierciedlać ciebie. Nie możesz nic tu zmienić?
- Nie wiem… –zastanowiłem się. – Nigdy o tym nie myślałem…
- To całe szczęście masz mnie – powiedziała. – Jeśli sypialnia też jest jak strona z katalogu, to lepiej zacznij się nad tym zastanawiać.
- Może masz rację – przytaknąłem – Mamy przypadłość do poruszania tematu sypialni, gdy się odwiedzamy, zauważyłaś? – zaśmiałem się.
Widziałem rumieniec wpływający na jej policzki i muszę przyznać, że wyglądała uroczo będąc tak zakłopotaną.
-Cóż, niezłe z nas śpiochy – uśmiechnęła się niepewnie- Ty masz jeszcze jedną ciekawą przypadłość.
-Jaką?- uniosłem brew ku górze wyraźnie zaciekawiony
-Profesjonalnie sprawiasz, że czuję się zawstydzona.
-Cóż, nie wiedziałem, że mam w sobie tyle uroku- uniosłem najpierw jeden kącik ust ku górze, potem drugi
-Raczej nietaktu Kacperku- zachichotała
-Nazywaj to, jak chcesz- wzruszyłem ramionami niby obojętnie.
Ponownie nastąpiła chwila zupełnej ciszy między nami. Ta przeszkadzała mi już dużo mniej, ale nie sądzę, by w przypadku Anity było podobnie. Aby skrócić te męki przesiąknięte niezręcznością, zapachem damskich, wiśniowych perfum i kakao zapytałem:
-A jak to było z twoim mieszkaniem?
- To tutaj, to nic- rozmarzyła się. Nie widziałeś tego w Rzeszowie. Przy tym pomagał mi Karol i Andrzej. Choć nie przeczę, wyszło nieźle.
- Czemu zawsze używasz imion? – spytałem czując nagłą potrzebę zdania tego pytania
- Po to mamy imiona, żeby się nimi posługiwać, po co nadawać przezwiska? – powiedziała. – Kiedyś imiona oznaczały coś więcej, teraz… teraz tylko niektórzy mają takie szczęście.
- Aha – uśmiechnąłem się niezręcznie
- Na przykład –dodała po chwili– Bogumił, czyli miły Bogu, Teodora to miła Panu, no i najpopularniejsze: Wiktoria, czyli zwycięstwo. Poza tym dostając imię dostajemy patrona, błogosławionego lub świętego… - przerwała, bo jej telefon wydał dźwięk informujący o przychodzącej wiadomości- To Andrzej…-wyjaśniła- Cóż, było naprawdę miło, dokończymy tę rozmowę później- uśmiechnęła się przepraszająco i skierowała się w stronę drzwi.
Chciałem ją jeszcze zapytać, co oznacza jej imię, ale nie pozwoliła mi dokończyć i błędnie odczytując moje intencje powiedziała tylko o tym, z czym kojarzy się jej Zośka. Pospiesznie wyszła rzucając tylko krótkie: „Cześć”.
Dotarło do mnie wtedy, że jestem drugi i zawszę będę tylko miłym dodatkiem. Naprawdę nie wiem, czego się spodziewałem. Westchnąłem ciężko po raz kolejny dostając w twarz od rzeczywistości i zamknąłem drzwi.