Dziewczyna od kawy okazała się całkiem niezłą tancerką. Muszę przyznać, że czas w jej towarzystwie mijał mi naprawdę szybko. Już po chwili wspólnej zabawy zapomniałem o wszystkich dręczących mnie sprawach. Ona także wyglądała na zadowoloną, nawet nie spoglądała w stronę Andrzeja, który chyba stracił już kontakt ze światem za pośrednictwem białego trunku. Jeżeli mu na niej zależało, to powinien okazywać jej więcej uczucia. Kiedy melodia jednej z piosenek umilkła zaproponowała, żebyśmy gdzieś wyszli. Byłem zaskoczony i nawet nie starłem się tego ukryć, jednak chwilę później kroczyliśmy ulicami Bełchatowa pochłonięci luźną rozmową. Nie wydawało mi się, aby kiedykolwiek mogło połączyć nas coś więcej, niż koleżeńskie relacje, ale wydawała się być sympatyczną osobą. Popatrzyłem na nią. Światło latarni oświetlało jej twarz nadając blasku. Poruszała się delikatnie, dziewczęco. Zupełnie inaczej, niż chociażby Zosia, która zawsze stawiała zdecydowane, pewne kroki. Z zaskoczeniem uzmysłowiłem sobie, że bardziej podoba mi się styl chodzenia Anity. Miała w sobie coś, co przyciągało uwagę, hipnotyzowało. Nie byłem pewien, czy to ta nocna atmosfera, czy faktycznie zaczynała mi się podobać. Szybko odwróciłem wzrok, kiedy spostrzegłem się, że dziewczyna także mnie obserwuje, zapewne zaintrygowana faktem mojego wpatrywania się w nią. Przez chwilę dokładnie oglądałem sklepowe witryny, w których i tak niewiele było widać, gdyż każdą przyćmiewała ciemność.
-Może skoczymy na kebaba?- moje rozmyślania przerwał głos dziewczyny
Odwróciłem się dostrzegając małą budkę czynną prawdopodobnie całymi dniami i nocami. Uznałem, że raz mogę nagiąć zasady mojej diety i zgodziłem się. Obsługa okazała się być naprawdę miła, a kebab smakowity. Już dawno nie jadłem czegoś tak niezdrowego i kalorycznego. Życie sportowca nie rozpieszczało pod tym względem.
-Coś nie tak? – spytała nagle przerywając ciszę między nami
-Nie, czemu?- odpowiedziałem odruchowo zapominając, o tym, że mam pełne usta, za co skarciłem się w duchu
-Jakiś taki nieobecny jesteś- odparła zatroskanym tonem
-Zosia nie dzwoni- powiedziałem tak cicho, jakbym nie chciał, żeby ktokolwiek usłyszał, co mówię
-Po pierwsze pewnie zabawia ją twój znajomy. Po drugie, w końcu jest twoją dziewczyną, więc nic nie zrobi, a po trzecie- urwała nagle – Zgubiłam się, za późno na myślenie –dodała po chwili
Poczułem się głupio rozmawiając z nowo poznaną dziewczyną o innej przedstawicielce płci żeńskiej. Nie powinienem był tego robić. Poza tym mogła uznać mnie za tchórza i nieporadnego chłopczyka. Nie chciałem, żeby ludzie tak mnie postrzegali i starałem się udowadniać swoją męskość, ale właśnie w tamtym momencie poczułam, jak bardzo odpowiadam tym cechom. Gdzieś w środku, pod każdą warstwą, kolejnymi maskami kryje się prawdziwy Kacper. Zwykły, młody chłopak, który próbuje odnaleźć się w dorosłym życiu, poradzić z kolejnymi problemami dnia codziennego, zostać zaakceptowanym przez innych. Pochłonięty przez świat sportu, w tym szalonym wirze zatracający najlepsze lata swojego życia tylko po to, żeby spełniać marzenia swoje i rodziców, zarobić na dostatnie życie, a w końcu, za jakieś dziesięć lat osiąść wreszcie w jednym miejscu, założyć własną firmę i zacząć wszystko od nowa. Najzwyklejszy dwudziestolatek przeżywający swoje zawody miłosne, wciąż uczący się o samym sobie. To, że powiedziałem jej o tym, co naprawdę siedziało mi w głowie, nawet tak cicho i nieśmiało, zamiast udawać, że nic się nie stało było wręcz niemożliwe przy kimkolwiek innym. Nie wiem, czy to ta nocna aura, czy je osoba tak na mnie podziałały, ale wreszcie odetchnąłem pełną piersią. Byłem sobą, zdjąłem maski. Uśmiechnąłem się do niej, chcąc w jakiś sposób podziękować za to, że pozwoliła, aby stało się coś, czego do tej pory nie potrafię opisać słowami.
-Ty nie sprawiasz wrażenia, jakbyś martwiła się o Wronę- parsknąłem lekko, chcąc zażartować
-To duży chłopak, poradzi sobie. Jak nie on, to Karol, nie muszę się martwić- machnęła ręką i wzruszyła ramionami
-Jesteś na niego zła? – spytałem wyczuwając napięcie w jej głosie, kiedy o nim mówiła
-Trochę- stwierdziła- Nie miałam ochoty dziś wychodzić, więc – urwała –Sam widzisz.
-Jesteś w towarzystwie człowieka, którego twój chłopak nie trawi- zaśmiałem się, niczym człowiek opowiadający o tym, jak stracił swoją fortunę
-Zauważyłam- stwierdziła bez zbędnych grzeczności- Co nie zmienia faktu, że zaczynam cię lubić Kacper- popatrzyła na mnie z przyjacielską czułością wypisaną na twarzy. Ty – złapała się za głowę- Ja to naprawdę powiedziałam? Za mało snu, za mało- zaśmiała się w najbardziej melodyjny sposób, jaki można sobie wyobrazić
-Lubisz mnie? – chciałem się upewnić, czy się nie przesłyszałem
-Odrobinę- wskazała niewielką odległość między palcami – To znaczy, że będę wredna, chamska i nieprzyjemna –dodała, a ja wiedziałem, że wszystko między nami jest na właściwym miejscu
Dopiero zauważyłem, że od pewnego czasu zmierzamy w kierunku budynku, w którym zapewne mieszkała.
-Czemu?- spytałem trochę udając zaskoczonego, a trochę faktycznie nim będąc
-Bo jeśli taką mnie tolerujesz, to będziesz tolerował też tę lepszą część mnie- uśmiechnęła się
-To bezsensu- pokręciłem głową, ale nie jestem pewien, czy to usłyszała, bo w tym samym momencie zniknęła za drzwiami.
***
Wspomnienie tamtej nocy wciąż siedziało w mojej głowie i byłem wręcz pewny, że mam je wypisane na twarzy, więc unikałem wzroku Andrzeja na kolejnym treningu, jednak on chyba nadal nie wiedział, że jego dziewczyna zaledwie kilka dni temu, spacerowała nocą po Bełchatowie z chłopakiem, który równie niedawno opluł mu koszulkę. Uśmiechnąłem się pod nosem.
-Masz więcej takich koleżanek? –spytał mnie po treningu Conte, zdecydowanie podkreślając trzecie słowo, a ja odruchowo skrzywiłem się na myśl, że ktoś może w ten sposób mówić o Zosi
-Widzę, że się polubiliście- odparłem lekko ozięble.
-Oj tak, oj tak- przeciągnął – Muszę ci powiedzieć, że całkiem nieźle całuje –dodał patrząc na mnie w oczekiwaniu na jakąkolwiek reakcję
Nie chciałem tego wiedzieć. Od razu wyobraziłem sobie Zosię w objęciach Facundo obrzydliwie obściskujących się, a przecież znających od zaledwie kilku godzin. Zrobiło mi się niedobrze, poczułem, że krew odpływa mi z twarzy i zacisnąłem pięści. Miałem ochotę przyłożyć mu w tę jego twarzyczkę. Wykorzystał ją- przeszło mi przez myśl, a potem uzmysłowiłem sobie, że kiedy widziałem ją ostatni raz nie wyglądała nie nieszczęśliwą.
-Powiedziała, że nie jesteście parą, po prostu nie miałeś z kim przyjść – dodał po chwili, aby się usprawiedliwić
Minęły może dwie minuty zanim to do mnie dotarło. Conte nie chciał dopiec mi jeszcze bardziej, po prostu zrozumiał, że powiedział coś nieodpowiedniego. Ona wyraziła zgodę na wszystko, co między nimi zaszło.
-No właśnie, nie jesteśmy parą – powiedziałem po chwili i skarciłem się w duchu za to, że mój głos nie brzmiał wystarczająco beztrosko – Cieszę się, że się dobrze bawiliście- powiedziałem zdecydowanie zbyt niepewnie, po czym przybiłem mu piątkę, rzuciłem jakieś krótkie: „Cześć” i odwróciłem się, żeby ukryć łzy, które zbierały się w kącikach moich oczu. Sam nie wiedziałem, czy pojawiły się ze złości, smutku, czy bezsilności. Zosia nie opowiadała mi o szczegółach imprezy. Powiedziała tylko, że świetnie się bawiła, teraz rozumiem, co miała na myśli.
Próbowałem oczyścić umysł podczas spaceru, plącząc się bez pomysłu po Bełchatowie. Po jakimś czasie zauważyłem, że odruchowo kieruję się w stronę bloku, gdzie widziałem ją ostatni raz. Jakaś głęboko ukryta część mnie chciała znowu spotkać Anitę. Stłumiłem w sobie te pragnienie i spuściłem wzrok przechodząc obok jej klatki. Nagle poczułem, że wpadam na kogoś, a coś gorącego ląduje na mojej bluzie. Zakląłem pod nosem i spojrzałem w górę. Mimo że miałem naprawdę okropny humor, a moje serce rozleciało się na kawałki zaledwie kilka godzin temu parsknąłem niepohamowanym śmiechem. Przede mną z poczuciem winy i lekką złością wymalowanymi na twarzy stała Anita. Jednak chwilę później moja reakcja udzieliła się jej na tyle, że sama prawie płakała ze śmiechu.
-Witaj dziewczyno od kawy – powiedziałem uśmiechając się najpierw unosząc jeden kącik ust do góry, a potem drugi
-Witaj chłopaku ze znowu poplamionym ubraniem – puściła mi oczko wciąż pozostając w bardzo małej odległości od mojego torsu
Ona:- Wstawaj Anita, masz zajęcia za dwie godziny! – bestialsko budzi mnie Kłos.
- Idioto, dziś sobota i nie mam zajęć! – warczę.
- Oj tam, oj tam – szczerzy się jak głupi i ucieka.
Nie chce mi się wstawać, ale też nie zasnę. Moje myśli ciągle kołują wokół ostatniej imprezy. Minęło już pewnie parę godzin, a ja ciągle wracam do tego, co tam się stało. A właściwie co stało się po tym jak ją opuściłam.
Parę godzin wcześniej:
- Może gdzieś pójdziemy? – rzuciłam lekko propozycję.
- Jak to: pójdziemy gdzieś? – zdziwił się Kacper.
- Normalnie – przewróciłam oczami. – Zauważ, że tańczymy pewnie z piąty raz i ani twoja dziewczyna, ani szanowny Andrzej nic nie zauważyli. Równie dobrze możemy wyjść.
- Nie boisz się chodzić nocą po Bełchatowie? – popatrzył sceptycznie.
- Zakładam, że pójdziemy gdzieś razem, a przy takim towarzyszu, chyba nikt mnie nie będzie zaczepiał – prychnęłam. – Te nadprogramowe centymetry, które podarowała ci Matka Natura, chyba się na coś w końcu przydadzą.
- Skoro tak stawiasz sprawę – zamyślił się. – To czemu nie, ale co z Conte?
- Powiem dziewczynie Włodarczyka, żeby powiedziała zarówno jemu, jak i Andrzejowi i tej tam twojej… – zaczęłam.
- Zosi – syknął.
- …Zosi, że nas nie ma – i odeszłam w poszukiwaniu wiadomej dziewczyny.
Zaraz też szłam ramię w ramię z Kacprem i przypatrywałam się miastu nocą. Niby znałam już Bełchatów nocą, jednak ciemność owiała wszystko tajemnicą. Piękne było to miasto.
- Może skoczymy na kebaba? – zaproponowałam, widząc budkę.
- Czemu nie – powiedział Piechocki.
- Coś nie tak? – spytałam, gdy szliśmy dalej zapatrzeni w turecką potrawę.
- Nie, czemu? – powiedział z pełnymi ustami, mimo to zrozumiale.
- Jakiś taki nieobecny jesteś – odparłam. Oho, zaczynam być miła. Muszę się położyć, zmęczona jestem.
- Zosia nie dzwoni – powiedział cicho, gdy przełkną.
- Po pierwsze, pewnie zabawia ją twój znajomy – zaczęłam. – Po drugie, w końcu jest twoją dziewczyną, więc nic nie zrobi, a po trzecie… zgubiłam się. Za późno na myślenie.
Uśmiechnął się. Znów do góry poszedł najpierw prawy kącik ust, potem lewy… Anita, ogarnij się, masz Andrzeja.
- Ty nie sprawiasz wrażenia, jakbyś martwiła się o Wronę – parsknął.
- To duży chłopak, poradzi sobie – powiedziałam. – Jak nie on, to Karol. Nie muszę się martwić.
- Jesteś na niego zła? – bardziej spytał niż stwierdził.
- Trochę, nie miałam ochoty dziś wychodzić, więc… – zrobiłam nieokreślony gest ręką. – Sam widzisz.
- Jesteś w towarzystwie człowieka, którego twój chłopak nie trawi – zaśmiał się gorzko.
- Zauważyłam – przytaknęłam. – Co nie zmienia faktu, że zaczynam cię lubić Kacper. Ty, ja naprawdę to powiedziałam? Za mało snu, za mało…
- Lubisz mnie? – zaśmiał się, tym razem naprawdę.
- Odrobinę – pokazałam odległość między palcami. – To znaczy, że będę wredna, chamska i nieprzyjemna.
- Czemu? – zdziwił się.
- Bo jeśli taką mnie tolerujesz, to będziesz tolerował też tą lepszą część mnie – uśmiechnęłam się i weszłam do klatki. Kacper stał jeszcze przez chwilę. A potem poszedł.
- „I kiedy mówisz do mnie Słońce, traktuję to co nieco opatrznie, ty jesteś jednym a ja drugim końcem daleko nam do siebie strasznie” – zanuciłam.
- Dobrze, już nie będę tak mówił – ciągle próbował mnie udobruchać po tej imprezie. Przytuliłam go.Niech ma.
- Może gdzieś pójdziemy? – rzuciłam lekko propozycję.
- Jak to: pójdziemy gdzieś? – zdziwił się Kacper.
- Normalnie – przewróciłam oczami. – Zauważ, że tańczymy pewnie z piąty raz i ani twoja dziewczyna, ani szanowny Andrzej nic nie zauważyli. Równie dobrze możemy wyjść.
- Nie boisz się chodzić nocą po Bełchatowie? – popatrzył sceptycznie.
- Zakładam, że pójdziemy gdzieś razem, a przy takim towarzyszu, chyba nikt mnie nie będzie zaczepiał – prychnęłam. – Te nadprogramowe centymetry, które podarowała ci Matka Natura, chyba się na coś w końcu przydadzą.
- Skoro tak stawiasz sprawę – zamyślił się. – To czemu nie, ale co z Conte?
- Powiem dziewczynie Włodarczyka, żeby powiedziała zarówno jemu, jak i Andrzejowi i tej tam twojej… – zaczęłam.
- Zosi – syknął.
- …Zosi, że nas nie ma – i odeszłam w poszukiwaniu wiadomej dziewczyny.
Zaraz też szłam ramię w ramię z Kacprem i przypatrywałam się miastu nocą. Niby znałam już Bełchatów nocą, jednak ciemność owiała wszystko tajemnicą. Piękne było to miasto.
- Może skoczymy na kebaba? – zaproponowałam, widząc budkę.
- Czemu nie – powiedział Piechocki.
- Coś nie tak? – spytałam, gdy szliśmy dalej zapatrzeni w turecką potrawę.
- Nie, czemu? – powiedział z pełnymi ustami, mimo to zrozumiale.
- Jakiś taki nieobecny jesteś – odparłam. Oho, zaczynam być miła. Muszę się położyć, zmęczona jestem.
- Zosia nie dzwoni – powiedział cicho, gdy przełkną.
- Po pierwsze, pewnie zabawia ją twój znajomy – zaczęłam. – Po drugie, w końcu jest twoją dziewczyną, więc nic nie zrobi, a po trzecie… zgubiłam się. Za późno na myślenie.
Uśmiechnął się. Znów do góry poszedł najpierw prawy kącik ust, potem lewy… Anita, ogarnij się, masz Andrzeja.
- Ty nie sprawiasz wrażenia, jakbyś martwiła się o Wronę – parsknął.
- To duży chłopak, poradzi sobie – powiedziałam. – Jak nie on, to Karol. Nie muszę się martwić.
- Jesteś na niego zła? – bardziej spytał niż stwierdził.
- Trochę, nie miałam ochoty dziś wychodzić, więc… – zrobiłam nieokreślony gest ręką. – Sam widzisz.
- Jesteś w towarzystwie człowieka, którego twój chłopak nie trawi – zaśmiał się gorzko.
- Zauważyłam – przytaknęłam. – Co nie zmienia faktu, że zaczynam cię lubić Kacper. Ty, ja naprawdę to powiedziałam? Za mało snu, za mało…
- Lubisz mnie? – zaśmiał się, tym razem naprawdę.
- Odrobinę – pokazałam odległość między palcami. – To znaczy, że będę wredna, chamska i nieprzyjemna.
- Czemu? – zdziwił się.
- Bo jeśli taką mnie tolerujesz, to będziesz tolerował też tą lepszą część mnie – uśmiechnęłam się i weszłam do klatki. Kacper stał jeszcze przez chwilę. A potem poszedł.
***
- Cześć Słońce – usłyszałam Andrzeja i mimowolnie się skrzywiłam. – Coś nie tak?- „I kiedy mówisz do mnie Słońce, traktuję to co nieco opatrznie, ty jesteś jednym a ja drugim końcem daleko nam do siebie strasznie” – zanuciłam.
- Dobrze, już nie będę tak mówił – ciągle próbował mnie udobruchać po tej imprezie. Przytuliłam go.