sobota, 1 sierpnia 2015

Rozdział 3

Ona:
 - Naprawdę było aż tak źle? - spytał Andrzej.
 - Wrona, pytasz mnie o to drugi tydzień! - warknęłam.
 - Bo wiem, że nie mówisz mi wszystkiego! - zarzucił mi.
 - Nie wiem czy chcesz wiedzieć - wyszłam z jego mieszkania.
***
Dwa tygodnie wcześniej:
- No chłopcy, czas kończyć imprezę - powiedziałam koło pierwszej.
 - Ale czeeeemu? - zaczął jęczeć Karol. Popatrzyłyśmy na siebie z Olą.
 - Bo masz jutro trening i trener cię zabije jak nie przyjdziesz - powiedziałam.
 - Okeej - zawlekłyśmy ich z Olą do samochodu.
 Gdy byłyśmy na miejscu stwierdziłam, że Andrzej nie ma kluczy do mieszkania. Swojego.
 - Dobra, Ola - powiedziałam. - Zostaniesz z Kłosikiem, a jak zajmę się Wronką.
 - Jesteś pewna? - spytała.
 - Bo to ile razy razem nocowaliśmy - wzruszyłam ramionami. - Parę razy byli upici.
 - Okej - przełknęła ślinę. - Ale nic nie będzie przeze mnie, ok?
 - Okej - powiedziałam - Biorę pełną odpowiedzialność. No chodź Andrzejku.
 - Anita? - spytał, gdy weszliśmy.
 - Tak, tak Andrzejku - zawsze tak do niego mówiłam, gdy był pijany. - Położymy się zaraz i wszystko zapomnisz.
Postanowiłam położyć go w sypialni. Prześpię się na kanapo-tapczanie w salonie Wiedziałam, że nie warto kupować zwykłej kanapy. Zawsze mogą się zdarzyć niespodziewani goście.
 - Anita - powiedział Wrona.
 - Andrzejku, naprawdę możesz powiedzieć coś oprócz mojego imienia - powiedziałam.
 - Tak? - zamrugał sennymi oczami. - Wszystko?
 - Tak - powiedziałam.
 - Ale wszystko, wszystko? - dopytał. 
 - No może nie do końca wszystko - powiedziałam. - Nie mam zamiaru słuchać niczego o Kłosie.
***
 - Anita! Włącz się! - przywołał mnie do porządku Wrona.
 - Chwila, chwila - popatrzyłam na niego spode łba. - Co ty tu robisz?
 - Szczerze, liczyłem, że masz coś do jedzenia, a po drugie jakoś nie chce mi się siedzieć z wkurzonym Kłosem - powiedział.
 - Wkurzonym? Kłosem? - zdziwiłam się.
 - No tak - odparł. - Się biedak pokłócił z Olą i nie wie jak ją przeprosić - wzruszył ramionami środkowy.
 - Kwiatki, czułe słówka, ładny zapach, koszula - wyliczyłam. - Powinno styknąć.
 - Ty i te twoje słowotwórstwo - przewrócił oczami.szatyn.
 - Jakoś ci to nie przeszkadza - fuknęłam.
 - Nie przeszkadzało - powiedział. - No weź powiedz, co takiego zrobiłem.
 - A coś zrobiłeś? - spojrzałam na niego.
 - Na pewno - potwierdził. - Mam takie dziwne wrażenie, że coś się stało.
 - Jak widać tylko kobiety mają dobrą intuicję - powiedziałam. - Poza tym, chyba się umówiliście z Wojtkiem.
 - Dziś... czwartek? - zapytał.
 - Jak najbardziej - powiedziałam.

 - Czyli faktycznie musimy iść po Karola do jaskini lwa – wzruszył ramionami.
 - Jak to my? – zdziwiłam się.
 - Będziesz nam pomagała w bitwie – zakomunikował Endrju.
 - No chyba żartujesz – powiedziałam.
 - Nie, ubieraj się – pokręcił głową. – Jesteśmy tu za dziesięć minut.
Czekajcie, czekajcie. Kto chciał, żebym tu przyjechała, bo będzie fajnie? Ach tak, mój brat. Skrócę go o głowę niedługo. Jak tylko się zobaczymy. Żartuję, żartuję. Albo wcale nie?
On:
Bezmyślnie chodziłem po Bełchatowie. Rozglądałem się w poszukiwaniu ciekawych miejsc, ale tak naprawdę chciałem po prostu ochłonąć. Zbyt wiele dzieje się w ostatnim czasie w moim życiu. Potrzebuję chwili wytchnienia, miotam się, próbuję znaleźć swoje miejsce, kiedy wszyscy inni chcą ustawiać mnie w określonych szufladkach, miejscach i pozycjach. Każą robić i mówić to, co im się podoba. Kopnąłem leżący na chodniku kamyk, tak, że potoczył się pod czyjś but. Podniosłem głowę. Zobaczyłem Uriarte.
-Co tutaj robisz? – spytałem
-Mógłbym powiedzieć to samo, ale wydaje mi się, że ludzie czasem wychodzą z domów, więc nie dziwię się, że cię spotkałem.
Pokiwałem głową, czując się pokonany. Spojrzałem przed siebie.
-Masz jakieś plany na wieczór? –usłyszałem jego głos
-Nie – odparłem
-To dobrze – pokiwał głową – Idziemy z chłopakami do klubu z okazji inauguracji sezonu. Pójdziesz z nami.
-Widzę, że już postanowiłeś. Zupełnie, jak mój ojciec- pomyślałem – Raczej nie będę tam mile widziany – dodałem po chwili
-Zamiast się nad sobą użalać mógłbyś zintegrować się z zespołem. Zachowujesz się, jak ofiara losu.
-Dzięki- odparłem z przekąsem
-Jesteś facetem, chyba potrafisz przyjąć prawdę.
Prychnąłem cicho i zacząłem zastanawiać się nad tym, co powiedział. Może miał w tym trochę racji? Faktycznie zbytnio użalam się nad sobą. Pójdę do tego klubu, pogadam z resztą zespołu, może coś się zmieni. Wszystko jest lepsze, niż bezczynne czekanie na rozwój wypadków.
-Gdzie i o której? – spytałem rzeczowo
-Dwudziesta, klub „3 metry”. Wiesz, gdzie to jest?
-Poradzę sobie – odparłem i przyspieszyłem kroku wybąkując jeszcze jakieś pożegnanie.
***
Punkt dwudziesta pojawiłem się pod klubem, którego adres wcześniej sprawdziłem w Internecie. Przy wejściu zobaczyłem kilku chłopaków z drużyny. Już chciałem przemknąć obok, niezauważony, ale przypomniałem sobie słowa Uriarte. Muszę wreszcie wziąć życie w swoje ręce, zamiast ciągle narzekać.
Kiedy podszedłem i przywitałem się zobaczyłam, że większość z nich ma niechętne miny, z lekkim wyrzutem spogląda na Nicolasa. Początkowo poczułem się urażony i już chciałem spokojnie odejść, kiedy znowu coś mnie tknęło. Jeżeli chcę, żeby zmienili o mnie zdanie nie mogę zachowywać się, jak baba. Po chwili wszyscy razem weszliśmy do prawdopodobnie najlepszego klubu Bełchatowie.
***
Spore ilości napojów procentowych oraz kilka godzin wystarczyły, aby chłopaki chcieli zacząć rozmawiać.
-To jest dla mnie naprawdę porażka i brak jakiegokolwiek kręgosłupa moralnego- Wrona pokręcił głową
-Ile razy mam wam mówić, że to wina mojego ojca?
-Wyluzujcie, jesteśmy tu po to, aby się bawić – Wlazły starał się nas uspokoić
-Niby dlaczego właśnie teraz nie mielibyśmy sobie wszystkiego wyjaśnić? – Wrona wciąż atakował
-Jutro i tak nie będziesz tego pamiętał.
Gromki wybuch śmiechu przerwał naszą rozmowę. To dziwne, że pijanych facetów śmieszyły skutki tegoż stanu. Chociaż nie potrafię wyjaśnić czemu, z moich ust wydobywał się głos zadowolenia
-Dobra, uznajmy, że cię zaakceptuję- wskazał na mnie palcem – Musimy wypić na zgodę.
Wzruszyłem ramionami i chwyciłem kieliszek. W tym momencie naprawdę nic mnie nie obchodziło. Bawiłem się dobrze i to było najważniejsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz