sobota, 1 sierpnia 2015

Rozdział 5

Ona:
 - Pięknie wyglądasz – szepnął mi na ucho Andrzej.
 - Dziękuję – uśmiechnęłam się. – Ty nie gorzej się prezentujesz.
 - A dziękuję również – posłał mi uśmiechnięte spojrzenie. – A miała być zwykła kolacja.
 - Z tobą i Karolem nigdy zwykła nie będzie – zaśmiałam się. – Jesteście wybitnym duetem.
 - Na co ty i Ola się porwałyście? – zawtórował mi.
 - No właśnie ja nie wiem – pokręciłam głową. – Jak widać jesteśmy jakieś dziwne.
 - Tak jak my dwaj? – spytał.
 - Tak – przytuliłam się. – Chodźmy, pewnie już na nas czekają.
Faktycznie, przed budynkiem stał Kłos z Olą, jednak chyba nie bardzo przejęli się tym, że trochę się spóźniliśmy. Przytuleni do siebie szeptali sobie czułe słówka. Uśmiechnęłam się tylko pod nosem i stanęłam w pewnej odległości, na torze wzroku Kłosa.
 - O już jesteście – powiedział po dokładnie siedmiu minutach i czternastu sekundach. – Więc chodźmy.
Tak też zrobiliśmy. Dziś zdałyśmy się na chłopaków, którzy gdzieś nas zaczęli prowadzić. Trochę się denerwowałam, bo znając Karola i Andrzeja wiedziałam jakie dziwy mogą z tego wyniknąć. Niebezpieczeństw było wiele, ale w przypadku podwójnej randki były raczej zniwelowane do minimum. Ale jakby co były dwie osoby do skrytykowania. Raczej nie zaryzykowaliby czegoś głupiego. Nie przy mnie i Oli.
 - Jak miło – stwierdziła dziewczyna, gdy już dotarliśmy na miejsce.
Faktycznie. Kawiarnia była miła i przytulna. Nie spodziewałam się czegoś takiego po chłopakach.
 - No, no panowie – uśmiechnęłam się. – Postaraliście się.
 - Wszystko dla naszych pięknych pań – powiedział Andrzej całując mnie w czoło. – Zapraszamy.
***
 - Udało nam się popołudnie – powiedziałam już leżąc na kanapie z pilotem w ręku.
 - Przez grzeczność nie zaprzeczę – uśmiechnął się Andrzej.
Usiadł obok, a ja się w niego wtuliłam. Chwilę się pokręciliśmy i usiedliśmy tak, żeby było nam obojgu wygodnie, ale też żeby było widać telewizor. Chwilę siedzieliśmy w milczeniu przerywanym tylko jakimś głupim programem. Jednak Andrzej wyłączył telewizor.
 - I co robimy? – spytałam.
 - Nie wiem – powiedział. – Ale nie mam zamiaru bezczynnie siedzieć na tyłku i tracić resztki dnia.
 - Jakiś szalony pomysł? – spytałam.
 - Tak – powiedział.
Po chwili gonił mnie alejkami w jednym z większych bełchatowskich parków. Śmiałam się do rozpuku, a on razem ze mną. Niestety, on miał dłuższe nogi i za chwilę już tkwiłam w jego objęciach, patrząc mu w oczy.
 - Nareszcie – powiedział.
 - Złapałeś mnie? – spytałam.
 - Nie – odparł. – Nareszcie mogę cię bezkarnie przytulać i całować.
Jak powiedział tak zrobił. Zaraz też poczułam jego usta na swoich. W tym momencie niewiele więcej było mi potrzebne do szczęścia. Gdy już oderwaliśmy się od siebie wziął mnie delikatnie za rękę i poprowadził w pewnym kierunku. Po kilku chwilach doszliśmy do małego jeziorka ukrytego pośród drzew.
 - Jak pięknie – powiedziałam.
 - Prawda? – wyraźnie był z siebie dumny. – Cieszę się.
 - Z czego? – przekręciłam głowę w jego stronę.
 - Że jest jak jest – powiedział. – Jak dla mnie już nic nie musi się zmieniać.
 - Jak uważasz – uśmiechnęłam się.  – Ja jednak lubię zmiany.
 - Ale małe – powiedział. – Nad dużymi trudniej zapanować.
 - To dlatego tak trudno panować nad światem – zamyśliłam się.
 - Wracajmy do domu moja filozofko – zaśmiał się Andrzej i ruszyliśmy okrywającym się zmierzchem Bełchatowem.
 - Jutro jedziecie? - spytałam.
 - Niestety - odparł Andrzej.
 - Aha - zakończyłam rozmowę.
On:
Nieubłaganie zbliżał się pierwszy wyjazdowy mecz. Nie miałem ochoty na wycieczkę z resztą klubu. Byłem nowy, więc czekał mnie prawdziwy chrzest bojowy. Biorąc pod uwagę fakt, że z moim transferem wiązały się pewne wątpliwości mogę spodziewać się, że przez najbliższe dwa tygodnie nie będę siadał. Byłem świadkiem wielu podobnych przedsięwzięć, kilka nawet sam organizowałem. Koledzy nie będą dla mnie łaskawi, to jedyna rzecz, której jestem naprawdę pewien. Westchnąłem. Spakowałem do torby ostatnią koszulkę i zasunąłem ją sprawnie. Nagle usłyszałem dzwonek mojego telefonu. Bez patrzenia na wyświetlacz nacisnąłem zieloną słuchawkę.
-Jesteś gotowy na lanie?- jej melodyjny głos sprawił, że poczułem dreszcze na całym ciele
-Mógłbym się nagle rozchorować… -udawałem zamyślonego
-Tchórz- wydała na mnie srogi sąd- Co z ciebie za facet?
-Kolejna osoba, która twierdzi, że żaden- westchnąłem teatralnie
-Czyli poznałeś tam jakąś ciekawą koleżankę?
-Raczej kolegę- chrząknąłem
-Skoro tak, to uważaj na siebie- zachichotała
-Trzymaj kciuki, żeby chrzest był łagodny.
-Możesz być pewny… - urwała- Przepraszam, ale muszę kończyć, trzymaj się!- dodała po chwili ciszy
Rozłączyłem się i spojrzałem na zegarek.  Za dziesięć minut musiałem być pod halą. Pospiesznie chwyciłem torbę i wyszedłem z mieszkania starannie zamykając drzwi.
***
Hotel, w którym mieliśmy nocować był całkiem spory. Bielone ściany z dodatkami czarnego, ozdobnego kamienia dodawały uroku temu miejscu. Rozejrzałem się po okolicy i złapałem kilka haustów świeżego, wieczornego powietrza. Poczułem, że ktoś klepie mnie po ramieniu.
-Chrapiesz?
-Co?- odwróciłem się i zobaczyłem Kłosa –Nie –dodałem po chwili z nutą podejrzliwości
-To dobrze, wszyscy, którym proponowałem wspólne mieszkanie, w nocy zamieniają się w niedźwiedzie – próbował naśladować chrapanie swoich kolegów
Pokiwałem głową ze zrozumieniem. Z jednej strony cieszyłem się, że pokój będę dzielić  z Kłosem, z drugiej doszukiwałem się podstępnej intrygi w nagłej sympatii Karola.
Weszliśmy do eleganckiego holu, odebraliśmy specjalne karty i udaliśmy się do swoich tymczasowych lokum. Kiedy Karol otworzył mocne, drewniane drzwi naszego pokoju moim oczom ukazało się całkiem spore pomieszczenie utrzymane w bieli i brązach. Na środku stały dwa pojedyncze łożka, które oddzielały etażerki z ustawionymi na nich fikuśnymi lampkami. Na idealnie białej poduszce leżała mała czekoladka. Zdecydowanie i szybko zająłem łóżko bliżej łazienki. Ustawiłem swoją torbę obok i nie zważając na perfekcyjną czystość pościeli położyłem się. Karol cały czas coś mówił, miałem wrażenie, że nie robi przerw nawet na wzięcie oddechu. Opowiadał głownie o tym, jak ciężko mieszka się z Andrzejem i o swojej dziewczynie. Przytakiwałem grzecznie, kiedy mogłem wcinałem jakiś komentarz, na które zazwyczaj reagował śmiechem albo pełnym zrozumienia potakiwaniem głowy.
-Dobrze sobie tak czasem pogadać- westchnął lekko –Pójdę kupić wodę, czy coś- wskazał palcem na drzwi i nie czekając na moją odpowiedź wyszedł
Miałem wrażenie, że to we mnie tkwi problem. Chłopaki zaczynają się do mnie przekonywać, nasze stosunki są coraz lepsze, a mi nadal wydaje się, że coś jest nie tak. Może to dlatego, że wiedziałem co mnie czeka. Szybko jednak odgoniłem te myśli i poszedłem do łazienki, aby choć trochę odświeżyć się po długiej podróży.
***
-Przyniosłem ci wodę – Karol podał mi butelkę
-Dzięki- powiedziałem nieufnie i odstawiłem napój na szafeczkę obok
-Nie napijesz się?- spytał
-Aż tak ci na tym zależy?
-Zrobisz, jak zechcesz. Chciałem być tylko dobrym kolegą…
Miejmy to za sobą-pomyślałem – Odkręciłem butelkę i przechyliłem ją łapiąc mały łyk. Szybko jednak wyplułem wywar.
-Co to jest?!- krzyknąłem krzywiąc się
Miałem wrażenie, że ktoś dodał tam chrzanu, potu konia i mnóstwa cytryn, a wszystko okrasił zapachem swojej starej, treningowej skarpety.
-Słodki początek – uśmiechnął się Karol
Chwilę później światło w pokoju zgasło. Słyszałem, jak otwierają się drzwi i ktoś wchodzi. Złapali mnie, związali oczy, a na koniec wyprowadzili z pomieszczenia. Próbowałem się bronić, ale przygotowali się na taką opcję i przyszło ich kilku. Przez moją głowę przeszło wiele lepszych i gorszych scenariuszy.
***
Znajdowałem się w pomieszczeniu, które trochę przypominało piwnicę, ale biorąc pod uwagę praktyczne możliwości mógł być to schowek na szczotki. Była tu cała drużyna. Odwiązali mi oczy, ale za to nie mogłem się ruszyć, bo użyli wstążki do przytwierdzenia mnie do krzesła. Na stoliku obok stały różnorodne miski z zawartościami, których sam kolor przyprawiał o mdłości.
-Mamy nadzieję, że nie pogniewasz się na nas zbyt bardzo – powiedział Wlazły – Przez o musi przejść każdy – dodał po chwili
-Masz całkiem łagodne zadanie – Kłos pokiwał głową
Zdrajca.
Wrona energicznie wstał z krzesła i wziął pierwszą miskę.
-Przygotowaliśmy ci dziesięć smacznych deserów. Po wybranych trzech możesz wypłukać usta wodą.
Podał mi łyżkę z zielonkawą, galaretowatą substancją. Chwilę później wylądowała ona na jego koszulce.
-Chyba zaczynam cię lubić- roześmiany Winiarski otarł łzę spod oka
-Mów za siebie –powiedział zdegustowany Wrona- Jak chcesz rzygać, to chociaż na ziemię.
-Przecież to tylko smaczny deser- popatrzyłem na niego, a chórek kolegów zaczął mnie dopingować
Zapowiada się ciekawa i długa noc.

5 komentarzy:

  1. hahahahaha uwielbiam. Trafiłam na bloga przez przypadek ale już go kocham. Nie mogę doczekać się kiedy będzie kolejny ;* W międzyczasie zapraszam do mnie:

    http://okiemdziewczynysiatkarza.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Karol i Andrzej tacy normalni ^^
    Biedny Kacper jeju, co te małpiszony od niego chcą? XD
    Dawaj szybko kolejny, bo nie mogę się doczekać!
    Pozdrawiam i spóźnione WESOŁYCH ŚWIĄT I (jeszcze aktualne) MOKREGO DYNGUSA :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, miło mi ogłosić, że zostałaś właśnie nominowana do Liebster Award. Więcej szczegółów na : http://still-got-tonight.blogspot.com/p/liebster-award.html ;) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pragne kolejnej czesci jak powietrza serio

    OdpowiedzUsuń
  5. Nominowałam Cię do Liebster Award :D szczegóły u mnie --> never-ever--give-up.blogspot.com (dzisiaj powinien pojawić się tam nowy rozdział tak na marginesie) :) Pozdrawiam i czekam na kolejny!!

    OdpowiedzUsuń