sobota, 1 sierpnia 2015

Rozdział 2

On
Otworzyłem mocne, drewniane drzwi i rzuciłem torbę na ziemię. Wygodnie ułożyłem się na nowej, jasnej kanapie nie zważając na to, że prawdopodobnie pobrudzę ją moimi butami. Z rękoma założonymi za głową bezmyślnie patrzyłem w sufit. Cieszę się, że potrafiłem postawić się reszcie drużyny. Przynajmniej nie wyszedłem na bezbronnego lalusia. Gdyby chociaż przez chwilę pomyśleli o mnie w ten sposób, to nie miałbym życia w klubie. Nagle zerwałem się i usiadłem podtrzymując głowę dłońmi. Przeczesałem włosy. Wstałem i udałem się do kuchni. Wyjąłem błyszczącą szklankę z szafki i nalałem w nią trochę wody. Jednym łykiem opróżniłem całą zawartość. Powoli, oglądając każdą ścianę wróciłem do salonu. Już dawno nie cieszyłem się tak bardzo, że mogę być znudzony. Błogie lenistwo jest wszystkim o czym marzę po stresującym dniu. Usiadłem na jednym z krzeseł i odpaliłem komputer. Na pulpicie jak zwykle zobaczyłem zdjęcie, które zrobiłem razem z chłopakami w Częstochowie. Czułem się tam naprawdę dobrze i sam nie wiem, czy zmiana klubu była mi potrzebna. Gdybym miał wybierać zostałbym w Małopolsce, ale mój tatuś miał na ten temat inne zdanie.  Potrząsnąłem głową, aby pozbyć się natrętnych, niechcianych myśli. Odruchowo sprawdziłem, czy była dostępna. Przygryzłem usta. Przy jej loginie pojawiła się zielona kropka. Przez moment zastanawiałem się, co mam zrobić. Nie widziałem jej raptem dzień, ale pragnąłem usłyszeć ten śliczny głos. Byłem chory. To nie marne przeziębienie, grypa albo cokolwiek innego. Byłem chory z miłości, chory na swoją chorobę. Obezwładniała mnie jednym ruchem, a jedyne czego pragnąłem, kiedy ją widziałem, to po prostu przytulić ją, jak nikogo innego. Na sam dźwięk jej imienia czułem dreszcze. Zakochałem się, niczym gówniarz i nie potrafiłem nic z tym zrobić. Byłem chory, a żaden lek nie potrafił mi pomóc. Nagle, odruchowo, pod wpływem impulsu nacisnąłem przycisk, dzięki któremu mogłem się z nią połączyć i już chwilę później zobaczyłem jej twarz.
-Cześć – powiedziałem lekko speszony
-Piechu! Jak tam w Bełchatowie? Widzę, że żyjesz, więc rozwścieczeni koledzy z nowej drużyny nie zrobili jesieni średniowiecza z twojej…
-Nie – urwałem, na co zareagowała śmiechem
Uwielbiałem, kiedy się śmiała.
-Chrzest dopiero na pierwszym wyjeździe? – dopytywała
-Prawdopodobnie, wiesz postawiłem się im, także…-założyłem ręce zza głowę i mocniej oparłem się o krzesło
-Akurat! Nigdy nie potrafiłeś kłamać. Jak bardzo źle było?
Pokręciłem głową uśmiechając się i lekko rumieniąc. Zakryłem policzki, żeby nie widziała, jaką reakcję u mnie wywołuje.
-Uriarte okazał się być w porządku. Chyba tylko on postanowił dać mi szansę. Reszta cały czas patrzyła na mnie, jak na intruza – z marnym skutkiem zaprezentowałem minę, jaką obdarzali mnie inni – Do tego ciągłe, niby niewinne żarty– pokręciłem głową –Na koniec nie wytrzymałem i powiedziałem, że skoro ze sobą gramy, to musimy się chociaż tolerować.
-Całkiem mądre, niepodobne do ciebie – zaśmiała się
-A taka dobra dziewczyna z ciebie była – pokręciłem głową mrużąc oczy
-Dobre użycie czasu przeszłego.
-Humanistka.
-Umysł ścisły –prychnęła
-Przynajmniej mam pracę- zaśmiałem się
-O mnie się nie martw – uspokoiła mnie- Poza tym faktycznie twoja praca wymaga niezwykłej pracy umysłu.
-Pewnie! – krzyknąłem – Muszę wiedzieć, gdzie się ustawić, żeby obronić piłkę.
-Na pewno wyliczasz to z jakiegoś skomplikowanego wzoru – pokiwała głową
-Żebyś wiedziała.
-Mówiłam, już, że nie potrafisz kłamać?
-Odkąd się znamy. To zdanie było pierwszym, które do mnie wypowiedziałaś- zaśmiałem się
Przez chwilę nie odpowiadała. Usłyszałem charakterystyczny dzwonek jej telefonu. Pokazała komórkę i z przepraszającą miną rozłączyła się. Odetchnąłem głęboko. Wstałem, zrobiłem parę kroków, po czym znów usiadłem.  Włączyłem telewizor. Przez kilka godzin oglądałem bezmyślne programy, po czym wstałem, chwyciłem kurtkę i wyszedłem z mieszkania. Skoro najbliższy rok spędzę w tym mieście, to warto byłoby je poznać. Przy okazji przemyślę parę spraw. Naprawdę nie wiem, kiedy zrobiłem się taki sentymentalny, ale mi się to nie podoba. Mam nadzieję, że ten stan minie tak szybko, jak to możliwe.
Ona:
 - ...i tak właśnie zmieniała się stopa inflacji w okresie międzywojennym - powiedział profesor Piątek na zakończenie swojego wykładu. - Dziękuję, kolejny wykład z historii ekonomi razem z krótkim sprawdzianem waszych umiejętności już za tydzień.
Po tych słowach cała sala zbiera się do wyjścia. Poczekałam więc chwilę, by uniknąć największego tłoku. Spakowałam się powoli i wyszłam jako ostatnia. Jak na ironię jako ostatnia również przychodzę. Nie potrafię się jeszcze połapać w Bełchatowie, a moje dwa wielkoludy nie są skore opuszczać mieszkania po treningu. Z resztą nie zawsze się im dziwię. Czasami wyglądają jakby zdobyli Kilimandżaro w dwie godziny. Ale nie ważne.
Moment, moment. Dziś miałam poznać dziewczynę Karola... matko z ojca! To dzisiaj! Po trzech zmianach terminu w końcu wszystkim nam pasuje spotkanie. A ja nie zwróciłam uwagi na godzinę i nawet nie mam jak się przygotować. Muszę iść prosto na spotkanie. Cóż, głównie chodzi w tym o psychikę, więc mogę powiedzieć sobie, że będzie dobrze i tak będzie.
Na miejsce spotkania wpadam dziesięć minut przed czasem. Poprawiam niesfornego kucyka, wygładzam spodnie i kurtkę i już. Jestem gotowa. Przy stoliku widzę już Andrzeja.
 - Jak trening? - pytam.
 - Jak zawsze - wzruszył ramionami. - A wykłady?
 - Nie jest tak źle - powiedziałam. - Historia ekonomii. Stopa inflacji w dwudziestoleciu międzywojennym. Za tydzień sprawdzian.
 - Pogubiłem się po historia ekonomii - rozłożył ręce.
 -  Bo ty sportowiec jesteś - uśmiechnęłam się.
 - Ty też - powiedział. - A jakoś to ogarniasz. I to wcale nieźle.
 - Nie jestem sportowcem - powiedziałam twardo. - Już nie. Nie zapominaj.
 - Dobrze - Wronka trochę się przestraszył. - Nie chciałem, wybacz.
 - Spoko - opanowałam delikatny gniew. - Po prostu nie lubię o tym mówić.
 - Rozumem - odparł i wziął mnie za rękę. - Ale czasem warto porozmawiać. Zawsze jest lżej.
 - Może jednak innym razem - delikatnie wyrwałam swoją rękę. - Zara może tu zjawić się Kłos z Olą, więc...
 - No tak - speszył się Andrzej. - Czasem się zapominam, wybacz.
 - Na pewno przemyślę, tą propozycję, więc nie zdziw się jak zapukam do ciebie po północy - posłałam mu jeden z moich markowych uśmiechów.
 - Nie da się wcześniej? - zaśmiał się.
 - Ale co wcześniej? - spytał Kłos, który nagle się koło nas zmaterializował. Razem z Olą.
 - Nie ważne - odparliśmy razem, po czym podnieśliśmy się z krzeseł.
 - Okej - powiedział podejrzliwie. - Olu, to właśnie Anita, moja przyjaciółko-siostra. Bardziej siostra. Mała Księżniczko, to właśnie moja królowa Aleksandra.
 - Miło mi cię poznać - uściskałam Olę na wejście. - Mam nadzieję, że tym uściskiem cię nie speszyłam. Często jestem bezpośrednia.
 - Nie, nie przyzwyczaiłam się - odparła tamta. - Mi też jest miło poznać tą osławioną Anitę, autorkę najlepszych naleśników świata.
 - Oj tam - uśmiechnęłam się. - Rodzinny przepis. Jak już Kłos postanowi się z tobą ochajtać to ci go dam i się nie czerwień, bo pierwszy raz nazwał dziewczynę swoją królową i wiem, że coś na rzeczy jest.
 - A ty i Andrzej? - spytała. - Jesteście parą?
 - Nie! - zaprzeczyliśmy razem. Andrzej speszony, a ja rozbawiona.
 - Też są przyjaciółmi - pospieszył z wyjaśnieniami Karol. - Nie mogą być parą, bo gdyby Kuba się dowiedział, to ho, ho...
 - Kuba? - zdziwiła się Ola.
 - Mój starszy brat, a ich również dobry kumpel - wyjaśniłam. - Poza tym wolałby Andrzeja, niż kogo innego.
 - Skąd wiesz? - spytał Karollo.
 - Czy ty myślisz, że ja przez te lata nie miałam chłopaka? - uniosłam brwi. - Zawsze jak przychodził jakimś cudem rozmowa zawsze kończyła się na tobie, albo na nim - powiedziałam wskazując na Wronkę. - Jak myślisz czemu?
 - Koniec tej dyskusji - powiedział Andrzej. - Przyszliśmy zapoznać Olę z Anitą i na tym koniec.
Tylko ja zauważyłam jego delikatny rumieniec. Co się dziwić. Na jego miejscu też bym nie czuła się komfortowo.
Po dwóch przyjaźnie spędzonych godzinach do Kłosa zaczął się ktoś dobijać.
 - Przepraszam - powiedział. - Halo... A to ty Włodi!... Impreza?... Jasne, zaraz będziemy!
 - Nie - powiedziałam.
 - Kazał przyjść z osobą towarzyszącą - wyszczerzył ząbki Kłosik. - Idziemy!
Zaraz też siedziałam na tylnym siedzeniu z Olą w drodze do mieszkania Włodarczyka.
 - To nareszcie będę miała towarzyszkę meczów - uśmiechnęła się Ola.
 - Niestety nie - powiedziałam. - Nie chodzę na mecze. Mam tylko jeden wyjątek. Mecz Resovia-Skra.
 - Czemu? - spytała dziewczyna.
 - Hmm... przykre doświadczenie - wykręciłam się.
 - Poza tym ona jest zdrajcą! - powiedział Kłos. - To Resoviaczka!
 - Te, Kłosotelli patrz na drogę, a nie wypominasz mi klub! - powiedziałam.
 - A czemu kibicujesz Resovii? - spytał Wrona.
 - Hmm... pomyśl chwilę - poradziłam.
 - Aaaa... no tak - zamknął temat.
Zaraz byliśmy na miejscu. Włodarczyk, o dziwo nie mieszkał na osiedlu Skry. Nie pytałam. Nie chciałam tracić czasu na wyjaśnienia. Poszłam tylko za Wroną i Kłosem.
 - No, Anita - powiedział Kłos, gdy cisza zaczęła mu przeszkadzać. - Od razu poznasz większość Skry!
 - Większość? - zdziwiłam się.
 - Nooo... na obecność Winiarskiego i Wlazłego bym nie liczył - powiedział Wronka. - Wolą zostać z rodziną i dziećmi.
 - Aha - powiedziałam z braku większego pomysłu. - Byłaś już na czymś takim? - spytałam szeptem Oli.
 - Tak - powiedziała równie cicho. - Masz przy sobie prawo jazdy?
 - Tak - pokiwałam głową.
 - To dobrze - powiedziała dziewczyna Kłosa. - Bo po imprezie bardzo ci się przyda.
Przyznam się szczerze, że Ola trochę mnie przeraziła. Ale cóż, poszłam przygodzie na przeciw. Zawsze mogę stanąć gdzieś w kącie i się nie odzywać i patrzeć. Jakiś pretekst zawsze się znajdzie.
 - Już jesteście! - przywitał nas gospodarz. - Olę znam, ale drugiej pięknej pani nie kojarzę.
 - Anita jestem - wyciągnęłam rękę. - Etatowa młodsza siostra Wrony i Kłosa.
 - Wojtek. Czyli rączki przy sobie? - zaśmiał się.
 - Nie chcesz wiedzieć co będzie, jeśli nie będziesz się tego trzymać - powiedziałam.
 - Rozumiem - powiedział Wojtek. - Dwaj starsi bracia.
 - Trzej - sprostowałam.
 - No dobra, zapraszam - powiedział i zniknął w kuchni.
Zapowiada się się ciekawy wieczór, nie powiem, że nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz