sobota, 1 sierpnia 2015

Prolog.

On:
Bełchatów powitał mnie pogodą, która idealnie odzwierciedlała moje aktualne uczucia. Niebo było zapełnione ciężkimi, szarymi chmurami, czuło się mroźne, styczniowe powietrze. Od zawsze marzyłem, żeby tu przyjechać właśnie w takiej roli, ale teraz, gdyby nie wiążący mnie kontrakt uciekłbym w jednej chwili. Powoli mijałem kolejne znaki, ulice, budynki, zakochane pary, matki z dziećmi i odruchowo zacząłem lubić to miasto. Było dla mnie, jak bratnia, bliźniacza dusza. W zasadzie, to nie w miejscu tkwił problem. Nienawidziłem sposobu, w jaki tu trafiłem. Byłem wściekły na siebie, że nie potrafiłem zaprotestować, kiedy powinienem. Wspomnienie sprzed kilku miesięcy wciąż budziło we mnie wyrzuty sumienia i gniew.

***
Kilka miesięcy wcześniej:
-Cześć  tato! – powiedziałem radośnie – Chciałeś się spotkać- dodałem siadając na jednym z krzeseł w kawiarni
Promienie wiosennego słońca przygrzewały dając ludziom nadzieję, lecząc wszelkie zimowe depresje.
-Tak – odrzekł rzeczowo, ale widziałem, że pod tą maską kryje się uśmiech – Mam dla ciebie świetne wieści.
-W takim razie słucham – naprawdę nie mogłem doczekać się, co ma mi do powiedzenia
-Od nowego sezonu zagrasz w Skrze!- z przesadnym uśmiecham uniósł ręce do góry, przez co kilkoro ludzi spojrzało na nas z lekkim zakłopotaniem
Nie mogłem opanować radości. Gra w klubie z Bełchatowa była moim marzeniem. Chciałem uczyć się od najlepszych, światowych zawodników. Cieszyłem się, że ojciec załatwił mi tam miejsce.
-Jako drugi libero? – upewniłem się
-A gdzie tam! Synu! Będziesz podstawowym zawodnikiem na tej pozycji!
Zakrztusiłem się kawą i powoli, przyswajając słowa usłyszane przed chwilą odstawiłem idealnie białą filiżankę na równie perfekcyjny talerzyk.
-Słucham?! – wykrztusiłem z siebie- A co z Zatorskim?
-Nim się nie przejmuj – machnął ręką – Powiedziałem mu, że nie ma co liczyć na przedłużenie kontraktu. Zaksa jest nim zainteresowana, poradzi sobie.
-Chcesz mi powiedzieć, że załatwiłeś mi miejsce w drużynie kosztem innego zawodnika?! Nie taka była umowa!
-Nie było żadnej umowy – pokręcił głową
-Przecież nie mogę mu tego zrobić! Drużyna, kibice mnie znienawidzą! – mówiłem wściekły – Poza tym takich rzeczy się po prostu nie robi!- cisnąłem pięścią w stół
-Ciszej, ludzie na nas patrzą, zaraz obsługa każe nam wyjść przez twoje bzdurne pretensje- wyszeptał karcąco
Popatrzyłem na niego. Idealny garnitur, zdumiewająco biała koszula z kołnierzykiem ułożonym, jak w magazynach o modzie, włosy, jakby dopiero wyszedł od fryzjera. Zawsze taki był, a jednak teraz czułem, że to zupełnie obcy mężczyzna.
-Nie tato, nie- popatrzyłem mu w oczy
-Wszystko jest już ustalone, powinieneś się cieszyć. Zagrasz w najlepszym polskim klubie, przecież to drzwi do sukcesu! Drzwi, które ci sam otworzyłem! Nie rozumiesz, że chcę dla ciebie dobrze?!
-Może i chcesz, ale ci nie wychodzi– wściekły wstałem z krzesła i szybko wyszedłem z kawiarni

***
Mimo to jestem. Boję się, że reszta drużyny mnie nie zaakceptuje. Zresztą, wcale im się nie dziwię. Pełen wątpliwości, wyrzutów sumienia i strachu podjechałem pod bełchatowską „Energię”, żeby zacząć tu być może największą przygodę mojego życia.
Ona:
Bełchatów. Miasto mało przeze mnie lubiane. Byłam tu może raz, lub dwa. Sama pogoda postanowiła mnie nie przekonywać o wspaniałości tego miejsca. Czarne niebo, z którego zaczęły kapać ciężkie krople deszczu, jakby Pan Bóg kazał płakać Aniołom. Styczeń dmuchał wiatrem, który mimo wszystko kochałam. On był wolny, a czasem udawało się w niego zasłuchać i usłyszeć trzepot anielskich skrzydeł.
*** 
Parę tygodni wcześniej:
 - Będzie fajnie Anita, Karol powiedział, że to ekstra miasto! - zachwycał się Kuba, mój straszy brat.
 - I ty mu wierzysz? - unoszę brwi.
 - Czemu miałbym mu NIE wierzyć? - zdziwił się brat.
 - Bo to Karol? - popatrzyłam na niego z ironią. - Przecież zawsze chciał grać w Skrze.
 - Nita - zrobił słodkie oczka. - Oni się tobą zaopiekują i przeżyjesz! - prycham w odpowiedzi.
***
A więc jestem. Bełchatów i ekonomia z marketingiem witają. Wysiadłam z pociągu i zaczęłam się rozglądać za Karolkiem i prawdopodobnie Andrzejem, czyli dwoma kumplami mojego brata, którzy od jakiegoś czasu tu mieszkają.
 - A ty ciągle kurdupel jesteś! - przywitał mnie jakże ciepło Karol.
 - Ja ci nie wypominałam blond farby, chociaż wyglądałeś jak niedorozwój - powiedziałam.
 - Ale to było na szczytne cele - poparł przyjaciela Andrzej. - A teraz idziemy Mała Księżniczko, bo mamy trening.
 - Poddaję się - szepnęłam i ruszyłam za dwoma wieżami.
Zaraz też byliśmy na miejscu. Stałam pod klatką na osiedlu i zadzierałam głowę.
 - Mieszkasz koło mnie - powiedział Karol. - Dokładniej naprzeciwko.
 - Osiem? - pytam.
 - Mhm - odpowiedział Andrzej. - Idź się zadomowić, a my odwiedzimy cię po treningu.
 - Tylko zajrzyjcie po drodze pod prysznic! - zaśmiałam się cicho i poszłam do mieszkania.
I tak zaczyna się moja bełchatowska przygoda. Obym jakoś ją przeżyła.

~*~
Witamy na naszym kolejnym duecie! *spadające konfetti, oklaski* Tym razem będzie zupełnie inaczej, niż na komedii( zapraszamy)Niewątpliwie równie ciekawie. Prosimy o opinie, bo napisanie krótkiego komentarza zajmuje dosłownie chwilę, a dla nas znaczy bardzo wiele :)

2 komentarze:

  1. zostaję! :) nie miałam nigdy przyjemności czytać opowiadania z Kacprem Piechockim, więc jestem ciekawa :)
    będę zaglądać ;)
    pozdrawiam i zapraszam do siebie na:
    kochac-i-marzyc.blogspot.com oraz uwolnic-sie.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się, będę z tobą

    OdpowiedzUsuń